czwartek, 11 czerwca 2015

Wesołe jest życie ateistki...


... na portalach randkowych.
Dzisiaj będzie rodzynek, który przyprawił mnie ciemną nocą o czkawkę ze śmiechu. Kolega dostał propsy za niewciskanie "bynajmniej" gdzie nie trzeba, koncertowo zawalił natomiast... wszystko inne.


 KolegaWierzący: wszystko pięknie, tylko że ateistka :(

Mua: Wypłacz mi tako rzekę *disappointed*

KolegaWierzący: Nie będę, ale uważam że warto wierzyć w Boga, przynajmniej ja się na Nim nie zawiodłem.
 
Mua: ... Dobrze dla ciebie. Dzięki za masaż przepony, jakoś ostatnio mało miałam powodów do tak histerycznego śmiechu. ;D

KolegaWierzący: A co w tym śmiesznego? Ludzie wierzący są śmieszni? A ja bym powiedział że ateiści, bo żyją tylko tym co dzisiaj i dążą do ziemskich pożądań.

Mua: Twoja próba (?) nawracania na portalu randkowym była/jest śmieszna. Zdajesz sobie sprawę, że mnie teraz od razu na wstępie obraziłeś i obrażasz dalej? Czego się spodziewałeś, że jak mi anonim w internetach napisze, że ateizm jest moją jedyną wadą, nagle po ponad dwudziestu latach ujrzę prawdę?
KolegaWierzący: Czym Cię obraziłem? nie mówię o nawracaniu od razu, po prostu przeczytałem Twój opis i uważam że jesteś bogatą wewnętrznie osobą o wysokich ambicjach, lecz oprócz tego zauważyłem że jesteś ateistką. Ale mimo wszystko będę się modlił za Ciebie bo uważam , że będąc osobą inteligentną możesz dojść do wiary. :);
Nie mniej jednak na randkę zawsze można się umówić, mimo różnic światopoglądowych



Kolega rzucił propozycję randki zanim zdążyłam wysmażyć odpowiedź, w której powiedziałam mu, co myślę o jego podejściu i poprosiłam, żeby się za mnie nie modlił. Podkreśliłam też coś, co może umknąć przy czytaniu, bo to subtelne dość było...
Bo nie ma to jak powiedzieć komuś, kogo chce się zaprosić na randkę, że jej życie "tylko tym co dzisiaj" jest śmieszne, prawda? Bo brak wiary sprawia, że nawet osoba inteligentna i z ambicjami jest w jakiś sposób... niepełna? Niedobra? Mniej wartościowa? No doprawdy nie wiem, czemu nie rzuciłam się na szansę spotkania z gościem, dla którego wiara jest pierwszym, na co zwraca uwagę. Dziwna jestem, że nie chcę być nawracana na każdym kroku, nie?

poniedziałek, 18 maja 2015

Note to self #2

Zapomnienie dwa dni pod rząd wziąć pigułek z suszonej żaby jest równoznaczne z nagłym ich odstawieniem i mój organizm tak na to zareaguje. I nie ma, że to tylko dwa razy, będzie rzucać na zakrętach czy mi się to podoba czy nie.
1/10, let's not do it again.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Ponad Śląskiem tylko niebo!



Ja mam jakieś zezowate szczęście do talentów wokalnych w okolicy. W zeszłym roku irytowała mnie codziennie sąsiadka z góry, o ósmej rano przez pół godziny śpiewająca jakieś cholerne litanie. Babka ma głos emerytowanej śpiewaczki operowej, wysoki, łamiący się i starczo drżący. Ale wyła, wyje zresztą dalej, ale teraz już nie bezpośrednio nade mną. Do kompletu zeszłorocznego miałam też współlokatorkę, istotę kompletnie pozbawioną talentu wokalnego. Co absolutnie jej nie powstrzymywało przed katowaniem mnie swoim wykonaniem aktualnego hitu. Zdołała mi obrzydzić Counting Stars One Republic. A to już naprawdę wymaga samozaparcia.
Któregoś pięknego niedzielnego poranka zeszłego czerwca albo maja obudził mnie jakiś księżulo (posiadający, niestety, megafon) ze scholą, brzdąkający na gitarce i także mający za nic swoje antytalencie wokalne. O szóstej rano, dodam. Bo przecież żyjemy w kraju katolickim i nikt nie będzie miał za złe, jeśli urządzimy sobie próbę scholi na podwórku blokowiska, nie?
A teraz zalągł nam się jakiś żulik (a przynajmniej osobnik o żulim głosie) i skrzypi toto od wczoraj jakieś niezidentyfikowane polskie szlagiery.
I jak tu zachować spokój i zen?

piątek, 24 kwietnia 2015

Aleosochozi?



Dostałam dzisiaj bonusa. W Empiku. Do notesu pan kasjer dał mi „spod lady” paczuszkę cukierków toffi (za którym nie przepadam, noale). Tak ło, do paragonu, z radosnym uśmiechem.
A ja się teraz zastanawiam, czy gościu mnie skojarzył z Sympatii (choć bez makijażu, z inną fryzurą i bez ogólnie pozytywnego wpływu jaki na mój wygląd ma niewielka rozdzielczość kamerki, którą zrobiłam zdjęcie profilowe… jakoś wątpię), czy też po prostu spodobał się mu mój dekolt.

Ot, rozterki…

sobota, 18 kwietnia 2015

Sympatiowy groch z kapustą




Panowie na Sympatii chyba postanowili wyrabiać normę za oba portale, odkąd się wymiksowałam z OKCupid*. Jak do tej pory była średnia krajowa, tak teraz biją jakieś rekordy.
Czyli będzie perełkowy bigos** z ostatniego tygodnia. Pisownia w cytatach oryginalna, oczywiście.

Mężczyźni, oczywiście, nie przejmują się tym, czego kobieta szuka. Bo po co? Pan lat 37 przeczytał, że studiuję historię sztuki, żem z Wrocławia... i tyle mu wystarczyło do napisania z zapytaniem, czy go oprowadzę jak przyjedzie do Wro. Na Sympatii to pierwszy przypadek, kiedy gościowi się wydaje, że to jest strona z ogłoszeniami przewodników za darmoszkę. Z dodatkowymi bonusami pewnie, według pana.
Następnie trafił się gość już w preferowanym przeze mnie przedziale wiekowym, z wiekopomnym pytaniem co taka śliczna i miła z opisu dziewczyna robi na tym portalu? No a jak myślisz, misiu, co ludzie robią na portalach randkowych?***
Następnie zgarnęłam wariacją na temat zajebista dupa z ryja jesteś, od osobnika lat 19. No przepraszam, że taka zajebiście ładna jestem i mu smutno, jak mu się na głównej wyświetlam, bo i tak nie ma szans. Oświecić go, że na litość to on sobie może ciocie brać, żeby mu kilka dyszek kopsnęły, a jak mu tak smutno, to sobie może mnie ukryć w wyszukiwaniach?
Dzień później trafił się posiadacz ziemski (w sensie, że gościu ma mieszkanie) poszukujący do swojej posiadłości koleżanki, potrzebnej mu do seksu. Nic to, że jak byk stoi w opisie, że nie szukam przygodnego seksu. Gościu znając życie leci z automatu przez wszystko, co mu w wyszukiwaniu wypadnie...
Miszcz kategorii „Stary a głupi” (lat 40) odezwał się w te słowa: dzień dobry wiosno. I pewnie by do tego zestawienia nie trafił, gdyby nie fakt, że gość mi dwa miesiące temu walnął tekstem piękna jesteś. Moją odpowiedź, że wiem, bo jestem równie piękna co skromna i zdaję sobie z moich cnót sprawę, petent potraktował jako entuzjazm z mojej strony i zainteresował się, czy jestem zainteresowana poznaniem pary. Ja nie wiem, oni jakieś bingo uskuteczniają, jak bardzo mogą nie pasować do kryteriów swoich ofiar?
Chwilę później kolejny kolega 40+ szukał kobiety zaintrygowanej klimatami zniewolenia, uległości, BDSM, bondage... Odpisałam mu, żeby czytał profile i, jeśli czuje potrzebę (czy co tam go skłoniło) do przepraszania za bezpośredniość, to niech, do chuja wafla, nie wysyła takiej wiadomości i niech spada. Po czym wylądowałam na jego czarnej liście. Chyba zraniłam jego delikatne poczucie estetyki, bo jak się mnie wkurzy to klnę i rzuciłam panną lekkich obyczajów. I co mu dziewucha będzie radzić co robić, on się na Doma próbuje wykreować...
Trafił się też feministyczny sceptyk, żądający ode mnie konkretów, jak ja sobie feministycznie idealny świat wyobrażam.Ale gość miał motto żyj chwilom, a ja nie jestem na stronie po to, żeby edukować trolle. Więc go zignorowałam, takie moje prawo w końcu.
A na koniec rodzynek, miszcz kategorii „Wiadomość donikąd” (czyli co gość chciał osiągnąć**** nie mam pojęcia, on sam pewnie zresztą też jest odrobinę zagubion):



* Portal niby fajnie ogarnięty i bardziej przyjazny, ale trochę mnie zaczęło irytować zainteresowanie, którym się cieszyłam. Niestety, głównie wśród panów z Indii, Pakistanu, Iranu i okolic. I na nic pisanie, że szukam kogoś we względnej okolicy (no niech nawet ta cała Europa będzie) a nie kolegi do popisania mejli. Oni nie mają przecież problemu z pisaniem i znajomością na odległość, czemu więc jakikolwiek problem miałabym mieć ja?
** Nie uwzględniam tutaj ctrl+C/ctrl+V i wiadomości ograniczających się do „Hej”, „Jak ci mija dzień?” tudzież „Popiszemy?”. Bo leżącego się nie kopie.
*** Ja się najwyraźniej umartwiam. Jak się nie umartwiam, to trolluję na całego, no bo co robić, jak tylko takie rodzynki mi się dostają?
**** Znaczy, w tym przypadku domyślam się, że było to pytanie retoryczne poprzedzające zaproszenie na rzeczone piwerko, noale...

wtorek, 14 kwietnia 2015

Zielenina

Geniusz kupił doniczkę, ziemię i nasionka i zasiał sobie groszek pachnący. Bo mnie fantazja taka naszła, że może by tak coś żyjącego się w pokoju przydało. Potraktujmy to jako próbę wyhodowania sobie czegoś i nie spieprzenie tego koncertowo.

Przyjmuję zakłady, czy wzejdzie i, o ile wzejdzie, jak szybko biedactwo wykończę...

niedziela, 12 kwietnia 2015

Note to self

Na przyszłość należy zapamiętać, że jakikolwiek projekt zaczęty włóczką z jakąkolwiek zawartością moheru jest projektem ostatecznym dla tej włóczki.
Właśnie skończyłam pruć w swojej głupocie tak na oko 3/4 motka z domieszką moheru. Bo mnie fantazja naszła taka. I o ile fakt, że moher się czepia i pozostaje w nadanej mu konfiguracji jest fajny jak się coś niego robi, bo można cholerstwo spokojnie zdjąć z drutów (albo nieuważnie spuścić) i nic się nie stanie, bo to nie jest jakieś śliskie cholerstwo (choć z jedwabiu by się coś zrobiło, oj, zrobiło... Ale ceny odmawiają współpracy), żeby od razu poleciało osiem rzędów, o tyle prucie moheru jest tragedią i drogą przez mękę.
A zwłaszcza jebitnie zielonego moheru.

Idę teraz zdjąć tę zieleń z czarnych spodni. Cholerstwo linieje gorzej niż kot.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Potwór (zwany także Fylleryd)

No, to skoro prace zakończone, potwór zblokowany i oddany w ręce zleceniodawczyni, może ja się pochwalę, co też wymodziłam. Zdjęcia mierne dość, ale że potwór u podstawy miał dobrze ponad dwa metry trochę trudno było mi zmieścić go w kadrze tak, żeby co było widać.


Modelka wzrostu nieco ponad metr pięćdziesiąt, proszę sobie przeskalować. Ale miało być duże, to jest, prawda?


Wzór stąd, zmodyfikowany kosmetycznie o jedną powtórkę drugiego motywu.

I jak już mówiłam, znowu mnie świerzbi na coś dużego. Może niekoniecznie aż tak wielkiego, ale żeby to dwa miesiące pociągnęło... Nawet siądnięcie w ciszy i czekanie aż mi przejdzie nie pomaga...

środa, 25 marca 2015

A nie mówiłam?

Dwa dni nie minęły, odkąd zdjęłam potwora z drutów, a już mnie palce świerzbią, żeby się zabrać za coś nowego. Znowu koronkowego i znowu moherowego.
Niech mnie ktoś powstrzyma, bo to się skończy kolejnym uszczerbkiem na nadgarstkach i budżecie...

Przynajmniej się tytuł blogaska ziszcza...?

wtorek, 24 marca 2015

Nigdy więcej... Co rzekłszy, niedługo znowu wezmę się za coś wielkiego

To uczucie, kiedy z drutów schodzi ostatnie oczko potwora, który zeżarł prawie trzy motki...
A teraz przez kilka dni będę kurować nadgarstki... Ale czego się nie robi, żeby mieć choć jedno zamówienie z głowy.

czwartek, 12 marca 2015

.

Ja sobie dzisiaj usiądę w kąciku i popłaczę cicho, dobrze? Bo niby człowiek wiedział, że z Terrym za dobrze nie jest... Bo trudno nie popłakać, kiedy umiera najulubieńszy pisarz, od którego chyba wszystko się zaczęło...

niedziela, 1 lutego 2015

O randkowaniu online słów kilka


Tak się odgrażam i odgrażam, że będzie o portalach randkowych, więc proszę.

W ramach szybkiego wprowadzenia – konta mam na dwóch portalach, jedno na naszej rodzimej Sympatii, drugie na OkCupid. Profile podobne – nieśmiała introwertyczka, feministka, fanka fantasy i robienia na drutach. Ogólnie, jedyną przewagą Sympatii jest fakt, że jest polska, więc mam większe szanse poznać kogoś, kto mieszka w okolicy. Poza tym – Sympatia ssie niemożebnie (możliwość wysłania tylko jednej wiadomości dziennie bez dopłacania do tego biznesu? Serio?). W OkCupid z kolei najlepsze jest chyba to, że można sobie poczytać odpowiedzi ludzi na różne różniste pytania – łatwo się dowiedzieć, czy ktoś jest homofobem, rasistą albo uważa, że „nie” to „tak”, które wymaga odrobiny przekonywania.
Ogólnie, szału nie ma. Na OKC dostaję głównie „Hi, how are you?” i różne wariacje, względnie generyczne kopiuj-wklej, po których widać, że delikwent zobaczył tylko zdjęcie i nawet sobie głowy nie zawracał zerknięciem na profil. Na obu zdarzała się erotyka lotów koszących (następny delikwent dostanie wersję zbetowaną, jak mamę kocham). Na obu zdarzyło się zapytanie, czy nie chciałabym być „jednorożcem” (unicorn to określenie na biseksualną kobietę, która „dochodzi” do pary przy okazji trójkąta), przy czym wersja polska była w Gdańsku i proponowała przeprowadzkę do nich i wspólne mieszkanie (no zadzieram kiecę i lecę z Wrocławia, żeby pomóc im „odkrywać nowe horyzonty”, czy jak to ona ujęła…). Zdarzył się obleśny pięćdziesięciolatek z Ameryki, który szukał swojej drugiej połówki wśród dziewczyn (bo, jak sam to określił, łatwiej mu nawiązać kontakt z młodszymi. Czyli pi razy oko do dwudziestego piątego roku życia) w Europie, bo te w USA są zbyt według niego zepsute. Na moją uprzejmą sugestię, że na profilu jest napisane dokładnie, ludzi w jakim wieku szukam, i wyszłoby mu na zdrowie, jakby, bo ja wiem, respektował granice wyznaczone przez kobiety, dostałam opieprz, że nie jestem wystarczająco otwarta i jestem jedyną osobą, której się nie podoba, że podbija do mnie facet w wieku mojego ojca, do tego mieszkający na drugim końcu świata.
Poza tym – wkuropatwiające wiadomości typu „co robisz w wolnym czasie”. Poczytaj sobie, mośku, mój profil (ten sympatiowy to dosłownie trzy zdania), stoi jak byk, co robie w wolnym czasie. Ewentualnie pytają co studiuję, bo żeby to wykminić, musieliby przeczytać mój profil ze zrozumieniem. No i oczywiście, doprowadzający mnie do białej gorączki, temat feminizmu. Co ciekawe, pytanie pada tylko na Sympatii, i już nawet sobie nie zawracam głowy odpowiadaniem, bo geniuszom pytającym, czy obrażam się, jak mi ktoś przytrzyma drzwi albo pomoże walizkę zdjąć z półki (ja, osoba metr pięćdziesiąt pięć wzrostu, wagi piórkowej na dodatek) nawet nie ma co poświęcać trzech minut na odpisanie. A reszta zazwyczaj kończy dyskusję (krótką i wkuropatwiającą) tekstem z cyklu „e, w moim otoczeniu tego problemu nie ma, wymyślasz”. 
No i jak tu mieć nadzieję na spotkanie jakiegoś w miarę znośnego gościa?

No. To tyle na wprowadzenie, w przyszłości nie będę się musiała specjalnie rozpisywać, tylko będę wrzucać kwiatki na bieżąco. Może wtedy się blogasek trochę uruchomi?

piątek, 9 stycznia 2015

Przeczuwam recenzję

Dorwałam się w końcu do Wiernych Wrogów Olgi Gromyko. No i co? No i ogólnie jest cud, miód i maliny, jak to u tej pani (choć fabuła jakby znowu ta sama, tylko z innymi bohaterami...), ale dopełzłam już do połowy książki, minęłam ją... I wciąż nie mogę się pozbyć natrętnej chęci złapania za czerwony długopis i zrobienia biednej książczynie porządnej korekty. Bo redakcja albo spała, albo ślepa się trafiła, albo w ogóle jej nie było, a to w stopce redakcyjnej to tylko taka zmyłka, pic na wodę fotomontaż. Literówki, przecinki stawiane jak się podoba, imiesłowy w dziwnych miejscach, jakieś w ogóle zdania bez sensu...
No co to ma być, ja się pytam? Ja wiem, że betowanie potrafi spaczyć człowieka na amen, no ale dajcie żyć...  Za pięć dych powinnam dostać dobre czytadło, a nie tekst do korekty!

A pisałam w stopce bloga, że marne mu wróżę losy? No ale nic, pigułki z suszonej żaby działają, spróbujemy jednak zreanimować tego trupka...