poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Ponad Śląskiem tylko niebo!



Ja mam jakieś zezowate szczęście do talentów wokalnych w okolicy. W zeszłym roku irytowała mnie codziennie sąsiadka z góry, o ósmej rano przez pół godziny śpiewająca jakieś cholerne litanie. Babka ma głos emerytowanej śpiewaczki operowej, wysoki, łamiący się i starczo drżący. Ale wyła, wyje zresztą dalej, ale teraz już nie bezpośrednio nade mną. Do kompletu zeszłorocznego miałam też współlokatorkę, istotę kompletnie pozbawioną talentu wokalnego. Co absolutnie jej nie powstrzymywało przed katowaniem mnie swoim wykonaniem aktualnego hitu. Zdołała mi obrzydzić Counting Stars One Republic. A to już naprawdę wymaga samozaparcia.
Któregoś pięknego niedzielnego poranka zeszłego czerwca albo maja obudził mnie jakiś księżulo (posiadający, niestety, megafon) ze scholą, brzdąkający na gitarce i także mający za nic swoje antytalencie wokalne. O szóstej rano, dodam. Bo przecież żyjemy w kraju katolickim i nikt nie będzie miał za złe, jeśli urządzimy sobie próbę scholi na podwórku blokowiska, nie?
A teraz zalągł nam się jakiś żulik (a przynajmniej osobnik o żulim głosie) i skrzypi toto od wczoraj jakieś niezidentyfikowane polskie szlagiery.
I jak tu zachować spokój i zen?

piątek, 24 kwietnia 2015

Aleosochozi?



Dostałam dzisiaj bonusa. W Empiku. Do notesu pan kasjer dał mi „spod lady” paczuszkę cukierków toffi (za którym nie przepadam, noale). Tak ło, do paragonu, z radosnym uśmiechem.
A ja się teraz zastanawiam, czy gościu mnie skojarzył z Sympatii (choć bez makijażu, z inną fryzurą i bez ogólnie pozytywnego wpływu jaki na mój wygląd ma niewielka rozdzielczość kamerki, którą zrobiłam zdjęcie profilowe… jakoś wątpię), czy też po prostu spodobał się mu mój dekolt.

Ot, rozterki…

sobota, 18 kwietnia 2015

Sympatiowy groch z kapustą




Panowie na Sympatii chyba postanowili wyrabiać normę za oba portale, odkąd się wymiksowałam z OKCupid*. Jak do tej pory była średnia krajowa, tak teraz biją jakieś rekordy.
Czyli będzie perełkowy bigos** z ostatniego tygodnia. Pisownia w cytatach oryginalna, oczywiście.

Mężczyźni, oczywiście, nie przejmują się tym, czego kobieta szuka. Bo po co? Pan lat 37 przeczytał, że studiuję historię sztuki, żem z Wrocławia... i tyle mu wystarczyło do napisania z zapytaniem, czy go oprowadzę jak przyjedzie do Wro. Na Sympatii to pierwszy przypadek, kiedy gościowi się wydaje, że to jest strona z ogłoszeniami przewodników za darmoszkę. Z dodatkowymi bonusami pewnie, według pana.
Następnie trafił się gość już w preferowanym przeze mnie przedziale wiekowym, z wiekopomnym pytaniem co taka śliczna i miła z opisu dziewczyna robi na tym portalu? No a jak myślisz, misiu, co ludzie robią na portalach randkowych?***
Następnie zgarnęłam wariacją na temat zajebista dupa z ryja jesteś, od osobnika lat 19. No przepraszam, że taka zajebiście ładna jestem i mu smutno, jak mu się na głównej wyświetlam, bo i tak nie ma szans. Oświecić go, że na litość to on sobie może ciocie brać, żeby mu kilka dyszek kopsnęły, a jak mu tak smutno, to sobie może mnie ukryć w wyszukiwaniach?
Dzień później trafił się posiadacz ziemski (w sensie, że gościu ma mieszkanie) poszukujący do swojej posiadłości koleżanki, potrzebnej mu do seksu. Nic to, że jak byk stoi w opisie, że nie szukam przygodnego seksu. Gościu znając życie leci z automatu przez wszystko, co mu w wyszukiwaniu wypadnie...
Miszcz kategorii „Stary a głupi” (lat 40) odezwał się w te słowa: dzień dobry wiosno. I pewnie by do tego zestawienia nie trafił, gdyby nie fakt, że gość mi dwa miesiące temu walnął tekstem piękna jesteś. Moją odpowiedź, że wiem, bo jestem równie piękna co skromna i zdaję sobie z moich cnót sprawę, petent potraktował jako entuzjazm z mojej strony i zainteresował się, czy jestem zainteresowana poznaniem pary. Ja nie wiem, oni jakieś bingo uskuteczniają, jak bardzo mogą nie pasować do kryteriów swoich ofiar?
Chwilę później kolejny kolega 40+ szukał kobiety zaintrygowanej klimatami zniewolenia, uległości, BDSM, bondage... Odpisałam mu, żeby czytał profile i, jeśli czuje potrzebę (czy co tam go skłoniło) do przepraszania za bezpośredniość, to niech, do chuja wafla, nie wysyła takiej wiadomości i niech spada. Po czym wylądowałam na jego czarnej liście. Chyba zraniłam jego delikatne poczucie estetyki, bo jak się mnie wkurzy to klnę i rzuciłam panną lekkich obyczajów. I co mu dziewucha będzie radzić co robić, on się na Doma próbuje wykreować...
Trafił się też feministyczny sceptyk, żądający ode mnie konkretów, jak ja sobie feministycznie idealny świat wyobrażam.Ale gość miał motto żyj chwilom, a ja nie jestem na stronie po to, żeby edukować trolle. Więc go zignorowałam, takie moje prawo w końcu.
A na koniec rodzynek, miszcz kategorii „Wiadomość donikąd” (czyli co gość chciał osiągnąć**** nie mam pojęcia, on sam pewnie zresztą też jest odrobinę zagubion):



* Portal niby fajnie ogarnięty i bardziej przyjazny, ale trochę mnie zaczęło irytować zainteresowanie, którym się cieszyłam. Niestety, głównie wśród panów z Indii, Pakistanu, Iranu i okolic. I na nic pisanie, że szukam kogoś we względnej okolicy (no niech nawet ta cała Europa będzie) a nie kolegi do popisania mejli. Oni nie mają przecież problemu z pisaniem i znajomością na odległość, czemu więc jakikolwiek problem miałabym mieć ja?
** Nie uwzględniam tutaj ctrl+C/ctrl+V i wiadomości ograniczających się do „Hej”, „Jak ci mija dzień?” tudzież „Popiszemy?”. Bo leżącego się nie kopie.
*** Ja się najwyraźniej umartwiam. Jak się nie umartwiam, to trolluję na całego, no bo co robić, jak tylko takie rodzynki mi się dostają?
**** Znaczy, w tym przypadku domyślam się, że było to pytanie retoryczne poprzedzające zaproszenie na rzeczone piwerko, noale...

wtorek, 14 kwietnia 2015

Zielenina

Geniusz kupił doniczkę, ziemię i nasionka i zasiał sobie groszek pachnący. Bo mnie fantazja taka naszła, że może by tak coś żyjącego się w pokoju przydało. Potraktujmy to jako próbę wyhodowania sobie czegoś i nie spieprzenie tego koncertowo.

Przyjmuję zakłady, czy wzejdzie i, o ile wzejdzie, jak szybko biedactwo wykończę...

niedziela, 12 kwietnia 2015

Note to self

Na przyszłość należy zapamiętać, że jakikolwiek projekt zaczęty włóczką z jakąkolwiek zawartością moheru jest projektem ostatecznym dla tej włóczki.
Właśnie skończyłam pruć w swojej głupocie tak na oko 3/4 motka z domieszką moheru. Bo mnie fantazja naszła taka. I o ile fakt, że moher się czepia i pozostaje w nadanej mu konfiguracji jest fajny jak się coś niego robi, bo można cholerstwo spokojnie zdjąć z drutów (albo nieuważnie spuścić) i nic się nie stanie, bo to nie jest jakieś śliskie cholerstwo (choć z jedwabiu by się coś zrobiło, oj, zrobiło... Ale ceny odmawiają współpracy), żeby od razu poleciało osiem rzędów, o tyle prucie moheru jest tragedią i drogą przez mękę.
A zwłaszcza jebitnie zielonego moheru.

Idę teraz zdjąć tę zieleń z czarnych spodni. Cholerstwo linieje gorzej niż kot.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Potwór (zwany także Fylleryd)

No, to skoro prace zakończone, potwór zblokowany i oddany w ręce zleceniodawczyni, może ja się pochwalę, co też wymodziłam. Zdjęcia mierne dość, ale że potwór u podstawy miał dobrze ponad dwa metry trochę trudno było mi zmieścić go w kadrze tak, żeby co było widać.


Modelka wzrostu nieco ponad metr pięćdziesiąt, proszę sobie przeskalować. Ale miało być duże, to jest, prawda?


Wzór stąd, zmodyfikowany kosmetycznie o jedną powtórkę drugiego motywu.

I jak już mówiłam, znowu mnie świerzbi na coś dużego. Może niekoniecznie aż tak wielkiego, ale żeby to dwa miesiące pociągnęło... Nawet siądnięcie w ciszy i czekanie aż mi przejdzie nie pomaga...