poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Ponad Śląskiem tylko niebo!



Ja mam jakieś zezowate szczęście do talentów wokalnych w okolicy. W zeszłym roku irytowała mnie codziennie sąsiadka z góry, o ósmej rano przez pół godziny śpiewająca jakieś cholerne litanie. Babka ma głos emerytowanej śpiewaczki operowej, wysoki, łamiący się i starczo drżący. Ale wyła, wyje zresztą dalej, ale teraz już nie bezpośrednio nade mną. Do kompletu zeszłorocznego miałam też współlokatorkę, istotę kompletnie pozbawioną talentu wokalnego. Co absolutnie jej nie powstrzymywało przed katowaniem mnie swoim wykonaniem aktualnego hitu. Zdołała mi obrzydzić Counting Stars One Republic. A to już naprawdę wymaga samozaparcia.
Któregoś pięknego niedzielnego poranka zeszłego czerwca albo maja obudził mnie jakiś księżulo (posiadający, niestety, megafon) ze scholą, brzdąkający na gitarce i także mający za nic swoje antytalencie wokalne. O szóstej rano, dodam. Bo przecież żyjemy w kraju katolickim i nikt nie będzie miał za złe, jeśli urządzimy sobie próbę scholi na podwórku blokowiska, nie?
A teraz zalągł nam się jakiś żulik (a przynajmniej osobnik o żulim głosie) i skrzypi toto od wczoraj jakieś niezidentyfikowane polskie szlagiery.
I jak tu zachować spokój i zen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz