Czy ja bym mogła kiedyś liczyć na jakieś konkretne informacje, czego klient chce? I nie coś obok, tylko prosto, jak krowie na rowie, czego człowieku chcesz, a nie całą historię rodziny?
Szlag mnie trafia, jak przychodzi ktoś i pyta o oprawę. No, oprawiamy. A ile by to kosztowało? Zależy od rozmiaru i tego, jaką listwę sobie klient wybierze. A, bo to ja mam taki obrazek, nic ciekawego, ale wnusia malowała, żadne dzieło sztuki, ale takie ładne, kotek na płocie, i ja bym to chciał/a oprawić. O, takiej wielkości (miejsce na zwizualizowanie sobie machania rękoma, które niewiele mi mówi, o jakim formacie mówimy). No za cholerę nie wiem, po co mi opowieści co jest na obrazie, kto to malował, ani od kiedy jest w klientki posiadaniu, ale wymiary? Kto by się tam wymiarami przejmował, to przecież nieistotne przy wycenianiu oprawy. Która wcale a wcale nie zależy od rozmiaru pracy. Absolutnie.
A wszystkim jutuberkom i innym cholerom, które wstawiają w internety tutoriale bez żadnego komentarza, należy się co najmniej rok w kotle ze smołą pod czułą opieką Boruty albo innego miejscowego diaboła. Za moje wszystkie tłumaczenia, że nie, niestety nie wiem, czego jakaś laska w internecie używa, że jej obrazki są takie fajne. Albo jakiej firmy medium do spękań ma taka jedna, że jej zawsze wychodzą takie ładne drobne, a klientce już nie. Skąd mam to wiedzieć, jak klientka nawet nie wie/nie pamięta, czyj filmik na insta obejrzała? Nawet moje Google-fu nic nie da, kiedy jedyną informacją, jaką dysponuję, jest to, że klientowi się wyświetliło wczoraj w godzinach wieczornych, i tam kobieta miała taki pędzel, i on był taki dziwny, i przez to obrazek był taki o (miejsce na wizualizację machania rękoma, które znowu nic mi nie daje, ale tym razem ma obrazować taką ość, jaką charakteryzował się obrazek).
Ja w ogóle powinnam każdego klienta pamiętać, znać z imienia i nazwiska, a co kupował w ostatnim półroczu to już w ogóle na wyrywki wybudzona o trzeciej nad ranem recytować. Najwyraźniej, skoro ludzie potrafią mi walnąć tekstem, że oni przecież kupowali u mnie podobrazie i chcą drugie takie samo, ale nie pamiętam, jaki format... (tutaj proszę sobie zwizualizować pełne oczekiwania spojrzenie na biedną małą Emblę, która czasem przy zamykaniu sklepu nie pamięta, jak ma na imię, never mind co kto w danym dniu kupował*). No byłam trzy miesiące temu i wybierałam, nawet mi pani pomogła dobrać rozmiar. Na moją delikatną sugestię, że lepiej jednak zmierzyć obrazek, który już się ma, bo moja pamięć jest dziurawa jak rzeszoto (a i to w sprzyjających okolicznościach przyrody), następuje dyzgust i obraza, że jak to. Jak można nie pamiętać co się komuś opchnęło kilka miesięcy wstecz? Najwyraźniej tak samo, jak można nie pamiętać, żeby zmierzyć, jaki format jest potrzebny...
A w ogóle, to można prosić rabacik? Bo kuzynka chłopaka jest na kierunku plastycznym, to ja się też łapię, prawda?
* Embla jako istota z fobią społeczną i patologiczną niechęcią do patrzenia ludziom w oczy zazwyczaj i tak ma problemy z zapamiętaniem twarzy. Ale w momencie kiedy sama jedna musi ogarnąć cały sklep i pięcioro klientów czasem nawet nie kojarzy, że był ktoś, kogo zna i wręcz lubi, a co dopiero jakiegoś randoma, który jest u nas pierwszy raz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz