piątek, 8 września 2017

Ja sobie muszę pomarudzić

Muszę sobie znaleźć jakiś nowy autobus.
W tym tygodniu cztery razy trafiłam na wycieczkę z przedszkola. Tylko cztery razy, bo wczoraj jechałam godzinę wcześniej. Ja rozumiem, że coś z tymi dzieciakami trzeba zrobić, ale, na bora,  kupowanie biletów w autobusie, po jednym, bo automat nie zakłada kupowania większej ilości, to jest jakaś paranoja. A babki miały na głowie jakąś trzydziestkę, więc jak wsiedli przystanek-dwa zanim ja się objawiłam, a wysiadali przystanek przede mną, tak kobieta nie zdążyła nawet kupić wszystkich biletów. A wszyscy inni dostają paranoi, bo laska przyssała się do tego nieszczęsnego automatu i nikogo nie dopuszczała, więc jak wejdzie kontrol, to wszyscy będą mieli przegwizdane, z babeczkami włącznie, bo połowa biletów kupiona dopiero, a żaden nie skasowany.
I to jeszcze żeby nie byli z jednego z większych osiedli w mieści, na którym nie wierzę, że nie  ma jednego kiosku, w którym sprzedadzą bilety w ilościach hurtowych i nie po jednym. Zwłaszcza, jeśli geniusze jeżdżą codziennie, i to nie, żeby bladym świtem, tylko o 9:30. Żeby nie mieli co najmniej dwóch automatów stacjonarnych na osiedlu. Żeby kobiety nie mogły przykazać rodzicom, coby ktoś w domu się sypnął i zanabył dziesięć ulgowych dla pociechy i zaniósł im, żeby miały na zaś. Nie. Wsiada człowiek do autobusu, wszędzie kamizelki odblaskowe, tak gdzieś na poziomie kolan człowieka, wszystko oczywiście jeszcze nie posiada głosu przeznaczonego do wnętrz, i słyszy od lasencji przy automacie "to jeszcze trochę potrwa". I tak to trwa, aż do końca podróży.
Uwielbiam, jak się na siebie nakłada niemyślenie ludzi i niemyślenie instytucji. Bo komunikacja miejska też mogłaby pomyśleć i wprowadzić szkołom/przedszkolom jakieś ułatwienie typu możliwość wyboru biletu grupowego albo co... Ale nie, czego ja wymagam. Powinniśmy się cieszyć, że niektóre z tych autobusów jeszcze w ogóle jeżdżą, a w jednym można nawet w automacie zapłacić kartą!